Planowana w Niemczech kampania Google przeciwko dodatkowemu prawu autorskiemu rozgorzała dyskusję na temat komercyjnego wykorzystania artykułów online. Wydawcy największych niemieckich gazet oskarżają Google o „hipokryzję”, „złą propagandę” i upór. Faktyczna dyskusja na temat planowanego prawa jest w tej chwili najwyraźniej niemożliwa. Tymczasem Google uzyskało wsparcie czołowych ekspertów od praw autorskich.
Tajne centra danych Google
W nocy z czwartku na piątek między 1.50 a 2.20 Bundestag chce omówić pokrewne prawa autorskie. Proponowane prawo czarno-żółtego rządu stanowi, że dostawcy wyszukiwania, tacy jak Google, będą w przyszłości uiszczać opłaty licencyjne, gdy przygotują oferty od wydawców dla swojej wyszukiwarki. W szczególności chodzi o fragmenty tekstów z niemieckich gazet, które pojawiają się na stronach informacyjnych wyszukiwarek. Google argumentował, że pokrewne prawa autorskie ograniczają różnorodność Internetu i pod hasłem „Broń swoją sieć” wezwał niemieckich internautów do protestu przeciwko prawu wraz z przedstawicielami państwowymi.
„Istnieją inni dostawcy wyszukiwania”
Akcja internetowego giganta spotkała się ze zdziwieniem politycznym i oburzeniem wydawców. Według Handelsblatt, federalny minister sprawiedliwości Leutheusser-Schnarrenberger (FDP) był zdumiony, że dominująca firma próbuje zmonopolizować opiniotwórcze. „Są inni dostawcy wyszukiwania niż Google” – dodał polityk.
„Obłudna kampania Google”
Reakcje poszczególnych gazet i Federalnego Związku Niemieckich Wydawców Gazet (BDZV) były jeszcze bardziej gwałtowne. Rzeczniczka BDZV powiedziała: „Taktyka zastraszania Google jest całkowicie bezpodstawna”. Michael Hanfeld z Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) opisuje kampanię Google jako „hipokrytyczną”. Gigant wyszukiwarek chce przedstawić swoje interesy handlowe jako walkę o podstawowe prawa i wolność. „Zarozumiałość i metody kapitalizmu Doliny Krzemowej są niezwykłe” – pisze Hanfeld w swoim komentarzu.
„Ślepa, wolna mentalność” rozwścieczyła wydawców
Walter Bau oskarżył Google w swoim komentarzu dla Westdeutsche Allgemeine Zeitung (WAZ, Essen) o promowanie ślepej, wolnej mentalności w Internecie. Wysokiej jakości treści w Internecie, czy to muzyka, filmy, czy dobrze ugruntowane dziennikarstwo internetowe, miałyby swoją cenę. „Internet nie może być próżnią prawną, w której obowiązuje niejako prawo najsilniejszych. Google też musi to widzieć” – ubolewa Bau. „Google nie jest zbawcą swobodnego przepływu informacji w globalnej sieci, a już na pewno nie Robin Hoodem wszystkich internautów” – ostrzega dziennikarz.
Dodatkowe prawa autorskie „nie przemyślane”?
Tymczasem czołowi prawnicy Instytutu Maxa Plancka w Monachium skrytykowali projekt ustawy o pokrewnych prawach autorskich jako nieuzasadniony i „nieprzemyślany”. Eksperci od prawa autorskiego ostrzegali przed „nieprzewidywalnymi negatywnymi konsekwencjami” takiego prawa własności. W końcu wydawcy są uzależnieni od linków wyszukiwarek, dzięki czemu ich treści można znaleźć również w Internecie. Dlatego wydawcy zajmują się wyłącznie generowaniem przychodów z licencji. Jednak obie strony są od siebie zależne. Jest mało prawdopodobne, że „wydawcy prasy faktycznie wprowadzą ten zakaz” – głosi oświadczenie podpisane przez 16 profesorów.
Według Google, do środy wieczorem stronę z odwołaniem Google przeciwko pokrewnym prawu autorskiemu odwiedziło prawie pół miliona osób. Do tej pory w serwisie zarejestrowało się ponad 25 000 osób i tym samym udokumentowało odrzucenie pokrewnych praw autorskich.